Żyjemy sobie, czasami niefrasobliwie, częściej zamartwiając się mnóstwem zupełnie nieistotnych rzeczy. Ot, zazwyczaj wszystko toczy się utartą ścieżką. Czasami tylko coś wyrwie nas z otępienia codzienności i rutyny - urodzi się długo oczekiwane dziecko, ktoś znajomy weźmie ślub, bliski zachoruje, zdarzy się wypadek. Przyjemne wydarzenia są szansą na chwilę przyjemności, jednak niestety to te niezbyt miłe zmuszają nas do refleksji. Chory wydobrzeje, ranny się wyliże. A co jeśli nie? I wtedy przychodzi ten moment, krótkie zastanowienie. Gdy umrze ktoś bardzo bliski pojawia się masa emocji, żal, smutek. Jednak gdy śmierć nie dotyczy nas bezpośrednio? Przecież codziennie ktoś odchodzi. Umiera gdzieś, daleko, na pierwszych stronach gazet albo we wciśniętym w ostatnią szpaltę nekrologu. Ale to nas w gruncie rzeczy nie obchodzi - nie nasze sprawy, nie nasze życie. W sumie to dobrze, nie można zamartwiać się wszystkim. Chodzi o coś innego. Zdarzają się śmierci nieco bliższe - nie wpływające na uczucia, ale na tyle 'niedalekie', by wywołać choć przelotną refleksję. Umrze dziadek kolegi - ok. Naturalne. Był starszym panem, to się zdarza. Poklepiesz kolegę po plecach, może wpadniesz na pogrzeb, zachowując oblicze pełnego smutku i ,,łączenia się w bólu i nadziei". Jednak, szczerze powiedziawszy, nie wiele Cię to obejdzie. Taka kolej rzeczy.
A teraz inna sytuacja - umiera młody człowiek. Zdrowy, nawet parę lat młodszy. Chodził do szkoły, którą Ty też skończyłeś. Znasz jakiś tam jego znajomych, kolegów z klasy. Jego śmierć nie dotyka Cię osobiście - nie ma tu miejsca na żal i łzy. A jednak... Młody, zdrowy, sprawny chłopak. A utopił się przy brzegu jeziora, w którym ty sam kąpałeś się niezliczoną ilość razy. I co teraz? Niby nic. Ale czasami coś rusza człowieka - został postawiony pod ścianą. Ja zostałam postawiona pod ścianą. Ktoś umarł, ktoś taki jak ja. Młody. Znaleziono go leżącego w jeziorze - tak po prostu, był człowiek, a teraz zostały tylko mokre zwłoki. Jak w wierszu Szymborskiej: ,,Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma." To się wydaje takie nierealne. Pewnie rano zjadł śniadanie, uśmiechnął się. Bądźmy bardziej prozaiczni - warknął na kogoś, przeklął pod nosem. Był sobie człowiekiem jak ja, a teraz go tak po prostu nie ma. I nagle wszystkie życiowe problemy stają się jakby mniejsze - no, skoro możemy tak po prostu, bez ostrzeżenia przestać istnieć, to kto by się przejmował jakimś niezapłaconym rachunkiem? Może życie jest zbyt krótkie, by się wszystkim zamartwiać?
Na pewno to ciężkie momenty dla rodziny, bliskich. Jedno mnie dotknęło (wkurzyło? przeraziło? zmartwiło?): forma oddania 'czci' zmarłemu. Wiadomo, jedni pójdą na cmentarz, inni do kościoła, a nie wierzący wypłakać się w domu. Jest jednak pewna pula osób, która za punkt honoru uważają wstawienie na tablicę (facebookową) zmarłego 'wirtualnej świeczki'. Czy istnieje coś bardziej idiotycznego? Już lepiej nie robić nic. Te 'znicze' są tylko dowodem ignorancji, i, bo ja wiem, chęci pokazania znajomości? Udowodnienia masie szarego plebsu, że się denata znało, lubiło, albo lepiej - że rzeczony delikwent był przyjacielem, tym jedynym, od serca? Nagle zmarły ma tysiąc tysięcy kumpli, jeden smutniejszy od drugiego. To nic, że Zenek z IIb podstawił mu ostatnio pięć razy nogę, a Wiktoria bezwstydnie rozpowiadała kumplom jego sekrety. Teraz są wszyscy 'naj', jedyni i w ogóle, ah, nasz biedy kochany kolega. Może warto by zastanowić się, ile my głupich rzeczy innym ludziom robimy? Co by było, gdyby nagle zmarł ten czy inny? Z czym zostalibyśmy? Z wyrzutami sumienia? Obojętnością?
Temat rozbłysł na chwilę, przez kilka tygodni będzie 'na językach', a potem przycichnie, okrzepnie, i zostaną tylko rany w sercach tych, których naprawdę coś ze zmarłym łączyło. A my? Żyjemy dalej. Nic nas w gruncie rzeczy przecież zmarły nie obchodzi, nie znamy go - nie chcemy znać. Zakłócił nasze spokojne, ułożone myśli. Przecież musimy żyć, rachunek sam się nie zapłaci. Tylko niech mi ktoś po śmierci wstawi gdziekolwiek gwiazdkę w nawiasie kwadratowym, chętnie wrócę z zaświatów i powiem kilka cierpkich słów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz