poniedziałek, 24 lutego 2014

Monolog do lustra

   Miałam w głowie piękną listę rzeczy, od których mogłabym rozpocząć pisanie bloga. Tyle wspaniałych haseł, rozmyślań... Oczywiście, kiedy przyszło co do czego; zmobilizowałam się, założyłam konto - w głowie pustka. Można by rzec: złośliwość przedmiotów martwych, gdyby nie fakt, że mój mózg jest jak najbardziej żywy. Zacznę zatem od niezbyt chwalebnych, luźnych rozważań bez konkretnego tematu.
   W ogóle wydaje mi się, że pisanie bloga to dosyć dziwne zajęcie. Trochę jak gadanie do ściany. Nie pisze się do jakiegoś konkretnego odbiorcy. Adresat wypowiedzi jest nieuchwytny, plastyczny. Teoretycznie może być kimkolwiek, ale praktycznie grono odbiorców zawęża się do tej ,,marnej" grupki posiadaczy internetu. Można jeszcze wyszczególnić podzbiór ,,ludzi czytających" (znaczna część internetowej populacji to etatowi przeglądacze obrazków) a tak już zupełnie zawężając - ,,ludzi czytających blogi". Ale, z punktu widzenia piszącego, gada się właściwie w próżnię. Użyłam już sformułowania - mówienie do ściany. Problem pojawia się, gdy okazuje się, że ściana jest działowa, a za ścianą siedzi sąsiad z małżonką, wujkiem Edkiem i trójką dzieciaków. Nasze monologi, wygłaszane tylko i wyłącznie samemu sobie, okazują się mieć całkiem liczne grono odbiorców. Wydaje mi się jednak, że pisząc bloga, piszemy przede wszystkim do siebie. W jakim celu? Może po to, by uporządkować myśli, spojrzeć na swoje teorie z zewnątrz. Albo po prostu wyrazić siebie, dać upust literackim emocjom. ,,Mówienie do ściany" można zatem przechrzcić na ,,monolog do lustra".
   Pisać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej. Hołdując tezie zawartej w nieco przerobionej piosence - piszę i ja. Chyba każdy powinien czasami napisać cokolwiek, chociażby do szuflady. Żeby podtrzymać (niestety zazwyczaj mizerne) umiejętności wyniesione ze szkoły. Umiejętność posługiwania się słowem pisanym jest przydatna - nie zawsze można wszystko powiedzieć prosto w oczy. Czasem trzeba coś napisać i przeczytać. Ubolewam, że zanikła zupełnie tradycja epistolografii - pomijając aspekt listów miłosnych (które są po prostu romantyczne...) samo pisanie (i otrzymywanie) takich wiadomości jest szalenie emocjonujące. W świecie, gdzie większość rzeczy można mieć od tak, natychmiast, przydałaby się umiejętność cierpliwego czekania. Na przykład na te kilka słów, skreślonych ręką bliskiej osoby. Listy ,,idą" trochę dłużej niż popularne e-maile.
   Przed chwilą (nieco nieświadomie) użyłam zwrotu ,,pisanie do szuflady". To nasunęło mi pewne skojarzenie - do jak wielu przedmiotów mówimy, piszemy? Do ściany, do lustra, do szuflady... Nawet mówi się do telefonu. A gdzie w tym wszystkim miejsce na ,,mówienie" do człowieka?
   Mój debiut w świecie blogów mogę uznać za wyjątkowo nieskładny i wielowątkowy. Właściwe, wstyd się przyznać, to takie czcze gadanie o niczym. Nie od razu Rzym zbudowano, więc mam nadzieję, że odkryję jeszcze w sobie chociażby niewielkie złoża talentu literackiego.